sobota, 9 lipca 2016

Rozdział II ''Satysfakcja tkwi w wysiłku, nie w osiągnięciu''

1 komentarz:
Ucieczka z kraju, w którym wychowywała się Elissa, nie należała do tych łatwych. Biegła przed siebie, tak szybko jak tylko potrafiła, wciąż ciągnięta za dłoń przez Alistera. Ze łzami w oczach pospiesznie rozglądała się dookoła, patrząc jak jej dotychczasowy dom miał zamienić się w jej więzienie. Nie mogła być więźniem, nie mogła być magiem, nie mogła być nikim, kogo należy się bać, jak chociażby Loghaina, który swoim zimnym spojrzeniem potrafił wszystkich doprowadzić do porządku. To jego się bała, dokładnie tego w jaki sposób doprowadził do upadku rodziny Couslandów.
Jej koronkowa suknia, już nie przypominała tej reprezentacyjnej, którą miała na sobie jeszcze podczas balu. Teraz obdarowana była plamami wszelakiej maści, począwszy od zwykłego kurzu, do nieznanych fekaliów pozostawionych jeszcze przez zmarłych więźniów. Nigdy nie zastanawiała się jak warunki panują w lochach, dopóki sama nie przeżyła tego na własnej skórze. Jak bardzo szybko pozbawić ludzi można człowieczeństwa? Ułamki sekundy, może dla bardziej wytrwałych kilka dni, nie dłużej. Poczuła, jak to jest cierpieć, jak to nikt nie chce słuchać tego co ma się do powodzenia. Jej punkt widzenia, zmienił się od punktu siedzenia. Taka właśnie jest rzeczywistość.
- Musimy zaczekać na jeszcze jedną osobę- Powiedział Alistair, puszczając dziewczynę. Ta rozglądała się niepewnie. Ucieczka przez kanały nie była dobrym pomysłem. Czasami jakiś obślizgły szczur przebiegał obok nich, doprowadzając młodą szlachciankę do furii.
By ułatwić swój żywot, pospiesznie roztargała swą suknię, odsłaniając w ten sposób swe nogi. Biegać w sukience, ciągnącej się po ziemi, to nie lada wyczyn, jak sama się o tym przekonała. Chcąc choć odrobinę zwiększyć swój komfort bycia, nie zwracała nawet uwagi nawet na Alistera, który rzucał jej ukradkowe spojrzenia.
- Musimy wrócić na zamek- Powiedziała, odrzucając skrawki materiału na bok, które bezwładnie wpadały wprost do gnijącego bajora kanalizacyjnego.
- Mamy czekać na dalsze rozkazy- Syknął, dając jej do zrozumienia, że jej pomysł jest absurdalny.
- Chyba nie myślisz, że zostawię swoją rodzinę?!
- Będziesz musiała Elisso- Odpowiedział jej mężczyzna, zbliżający się do nich. Był on starszy, nie tylko pod względem wieku, ale też zapewne rangą. Mężczyzna ukłonił się w stronę dziewczyny, oddając jej w ten sposób hołd- Moje kondolencje wasza miłość.
Zaskoczona Elissa wpatrywała się w Szarych Strażników, mając na uwadze fakt, iż Alistair odbiera od swego towarzysza broń, podając jej rodowy łuk, który jakimś cudem udało mu się zdobyć. Mimowolnie zacisnęła na nim rękę, a po jej policzku popłynęła samotna łza.
- Kim jesteś?
- To Duncan. Komendant Szarych Strażników- Rzekł Alistair- Nasz przywódca.
- Dlaczego w takim razie nie możemy wrócić na zamek? Zapytała z jawnym wyrzutem nowo poznanego- Znam cały rozkład zamku, wszystkie tajemne przejścia!
- Nie możemy tego zrobić- Odparł spokojnie mężczyzna- Na zamku jest bardzo dużo Straży, Szarych Strażników i  gwardii Królewskiej, a nas jest tylko trzech.
- Przecież jesteście Szarymi! Krzyknęła- Potraficie o wiele więcej, niż przeciętny człowiek!
- Nasi przyjaciele również nimi są. Pod rozkazami Króla, zabiją nas przy pierwszej lepszej okazji.
- Więc jaki jest nasz plan? Zapytał Alistair.
- To bardzo proste. Na końcu tego tunelu, znajdziemy niczym niezabezpieczone wyjście. Za nim ktokolwiek się zorientuje o naszej ucieczce, my będziemy w drodze do Redcliffe, gdzie schronienie da nam twój wuj Alisterze. Do tego czasu musimy zachować czujność i to się tyczy również Ciebie młoda damo. Mężczyzna spojrzał na nią swymi brązowymi oczami, z nadzieją, że kiedyś zrozumie jego postępowanie.
- Hej, Wy też to słyszycie? Zapytał Alistair spoglądając w głąb tunelu. Miał wrażenie że coś się zbliża do nich i to coś wcale nie ma dobrych zamiarów. Powoli wyciągnął swój miecz z pochwy, przygotowując się do ataku. Elissa również wsłuchiwała się w wydawany dźwięk. Naprężyła cięciwę czekając tylko, aż to coś skłoni się do zaatakowania.
- Opuścić broń- Odparł Duncan, dając znak towarzyszom, iż ich obawy są bezpodstawne.
Ogar Mabari, przypominający jeszcze chwilę temu prawdziwego potwora,  obecnie stał się potulnym psem Pani, przytulając się do jej nogi.
 Elissa westchnęła głośno, poklepując Lanciera po dużym łbie. Tak nie wiele brakowało, a mogłaby go zabić.
- Prawdziwy Mabari- Westchnął Alistair, przystawiając dłoń do jego pyska, klęcząc na jednym kolanie. W ten sposób chciał oddać hołd tej rasie.
- Musimy wyruszać w drogę- Powiedział Duncan, kierując się w głąb tunelu- Nie możemy tutaj zostać.
Dziewczyna przysłuchiwała się chwilę tej rozmowie, a kiedy sam Alistair podążał za swym przywódcą, spojrzała na Lanciera, który tylko czekał na rozkaz. Ona wiedziała co Lancier ma zamiar zrobić i nie zastanawiała się nad tym długo. Skinieniem głowy potwierdziła, a następnie razem wycofali się, powoli i bezszelestnie chcąc wrócić na zamek.

***
W opustoszałej kuchni, gruby mężczyzna siedział na podłożu, w dłoniach trzymając pustą butelkę złocistego płynu. Bezwładnie przetarł zimną ręką swą siwą brodę, by po chwili przechylić kolejny łyk z kolejnej butelki, poprzednią odrzucając na bok, która powędrowała pod same nogi młodej Cousland. Kucharz wytrzeszczył oczy z niedowierzania. Bowiem, przekonany był, iż jego ukochane dzieciątko siedzi w brudnej i zimnej celi, a tymczasem ona dumnie stała przed nim, podając mu swą dłoń.
- Elisso- Wybełkotał, próbując wrócić do pozycji stojącej, z marnym skutkiem. Zrezygnowała dziewczyna kucnęła obok, klepiąc go w jego grube ramię.
- Nie pozwolę, by ktokolwiek skrzywdził moją rodzinę- Syknęła, bardziej do siebie.
- Pani moja ukochana! Krzyknął kucharz, pozwalając by jego zarumienioną twarz pokryły łzy- Nasza Pani, a twa Matka nie żyje!
Dziewczyna mocno zacisnęła powieki.
- Co powiedziałeś? Wyjęczała- Powtórz to!
- Została rozczłonkowana przez samego Teyrna Loghaina- Odparł ściszonym tonem- W sali tronowej.
- To niemożliwe! Szepnęła. Jej oczy niebezpiecznie zabłysły rudawym odcieniem, a twarz przybrała purpurowy odcień. Chciała krzyczeć z bólu. Bólu serca, jakby ktoś wbijał jej tysiące sztyletów. Jej własna matka została osądzona za czyny, których nikt nie popełnił.
- Moja Pani- Kontynuował jej wieloletni przyjaciel, to nie wszystko- Wydusił z siebie, bojąc się ile tym razem zada jej bólu- Przyspieszono egzekucję twego Ojca.
- Gdzie on teraz jest? Zapytała, czując ogarniający ją wewnętrzny szał.
- Zapewne w głównej sali- Jęknął przeciągle. Gwałtownie złapał ją za rękę- Uciekaj!
- Tylko tchórze uciekają mój pulchny przyjacielu- Pocałowała go w policzek- Kiedyś się spotkamy, może nawet u samej Andrasty- Rzekła, by następnie zostawić przyjaciela w samotności.
Z nastawionymi uszami przedzierała się przez prawie puste korytarze. Wieść o jej ucieczce z lochu na pewno dotarła do samego Króla, jednakże nic nie zapowiadało tego, by ktokolwiek jej szukał. Gdzieniegdzie stali strażnicy, którzy głośno dyskutowali o sytuacji na zamku, jednakże nikt nie był na tyle spostrzegawczy, by dostrzec skradającą się dziewczynę przez ciemne korytarze. Z łukiem na plecach mijała kolejne komnaty, chcąc jak najprędzej dostać się do Ojca. Nie miała żadnego planu działania. Była spontaniczna, ale tylko w ten sposób mogła uchronić honor rodziny Couslandów. Bała się śmieci, ale przynajmniej umarłaby godna swego nazwiska.
Gwałtownie otworzyła drewniane drzwi komnaty królewskiej. Wypuściła jeden celny strzał, trafiając strażnika idealnie w głowę. Kiedy ten padł martwy, obdarowała pogardliwym spojrzeniem Cailana.
- Elissa! Krzyknął Bryce przywiązany do krzesła, zwracając w ten sposób uwagę dziewczyny na niego- Miałaś uciekać!
- Wybacz Ojcze za te zmianę planów- Rzekła, wciąż patrząc prosto w oczy swojego Króla- Myślę, że czas najwyższy rozwiązać nasze sprawy.
Loghain zaśmiał się cynicznie na widok ubrudzonej kobiety, trzymającej swój nędzny łuk.
- Wystarczyło posłuchać Ojca- Odparł beznamiętnie zbliżając się swym mieczem do szyi Bryce'a. Powoli przejechał po niej ostrzem, chcąc sprowokować w ten sposób Couslandówę.
- Królu! Krzyknęła- Czy w te sposób spory swe rozwiązuje sprawiedliwy władca? Okaleczając niewinnych?!
- Wszyscy jesteście winny- Odparł Cailan, zbliżając się do dziewczyny- Teraz jeszcze dochodzi zamach na Króla. Swymi palcami przejechał  łuku dziewczyny- Czego się spodziewałaś? Że przywitam Cię z otwartymi ramionami? Po tym co zrobiłaś?
- Gdybyś mi zaufał, wiedziałbyś że niczego złego nie zrobiłam- Wycedziła przez zaciśnięte żeby- Dlatego Ja Elissa Cousland, jedyna tego imienia, błagam o wolność dla mego Ojca!
-  I co niby otrzyma w zamian? Kolejną dziwkę do swego łoża? Loghain zaśmiał się kolejny raz- Już dość upokorzyłaś swą rodzinę. Jeszcze masz czelność tutaj wracać.
- Straże! Krzyknął mężczyzna do swoich ludzi, którzy bezceremonialne zajęli się gwardią królewską.
Wszyscy zostali otoczeni przez najemników Loghaina. Wśród nich Elissa spostrzegła ludzi Howe'a. To wystarczyło, by zrozumieć kto tutaj tak naprawdę pociąga za sznurki. Dziewczyna bezceremonialne wymierzyła strzałę prosto w przyjaciela Ojca, który zbliżał się do przywiązanego Bryce'a.
- Co wy wyprawiacie?! Krzyknął Cailan, sięgając po swój miecz. Był zdany tylko na siebie i swe umiejętności. Gwardia Królewska już dawno się poddała, odrzucając swą broń na podłoże.
- Zdaje się, że jesteśmy zdani tylko na siebie- Rzekła dziewczyna, wciąż naciągającą cięciwę.
- Elissa- Odpowiedział i choć widziała jego trud w wypowiadane słowa, uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Porozmawiamy o tym później- Odpowiedziała, wypuszczając strzałę prosto w serce Arla Howe'a.
Odpowiedź przyszła szybko. Cała Straż sięgnęła po swą broń, rzucając się na swych przeciwników w szale walki. Bryce przywiązany do krzesła mógł tylko się przyglądać rozlewowi krwi, czekając na ratunek od swej Córki.
- Osłaniaj mnie! Krzyknął Cailan do dziewczyny, by dołączyć do gwardii.
Dziewczyna wypuszczała pospiesznie kolejne strzały, czyszcząc drogę z przeciwników Króla.
Zaraz za nią do walki stanął jej Mabari. Dobiegł do Bryce'a, szarpiąc swymi kłami mocno zacieśnione liny, którymi był skrępowany.
- Co się tutaj wyprawia?! Krzyknął Alistair, pospiesznie wchodząc do głównej sali. Przed oczami miał widok rozlewanej krwi, kilka trupów. Cailana walczącego z Loghainem i Elissę strzelającą z łuku jak opętana.
- Tak sobie walczymy! Wrzasnęła dziewczyna- Rodzaj rozrywki na Wysokożu.
- Cudowne spędzanie wolnego czasu- Odpowiedział chłopak, przyłączając się do towarzyszy. Pomimo przewagi liczebnej przeciwników, szło im nad wyraz dobrze i wszystko skończyłoby się pomyślnie, gdyby nie kolejny raz nad murami zamku zawitał ten sam przerażający smok, co kilka godzin wcześniej.
- To nie moje dzieło- Powiedziała Elissa, strzelając do przeciwnika prosto w klejnoty. Ten zawył z przeszywającego bólu.
- Jesteś brutalna- Jęknął Alistair, patrząc jak najemnik z opada z sił.
- To miło że się dogadujecie, ale skupcie się na walce! Krzyknął Duncan, który niepostrzeżenie pojawił się wśród nich- Musimy zgładzić tego potwora!
- W końcu robota dla Szarego Strażnika- Odparł Alistair, choć bardziej do siebie, niżeli do drużyny.
Plan był prosty, choć nie przemyślany. Uwolnić Bryce'a, zgładzić Loghaina, który spiskował za plecami Króla, wybić jego najemników, znaleźć osobę odpowiedzialną za przywołanie smoka i oczywiście jego zagłada.
Wszystko mogło się udać, wszystko mogło wyglądać inaczej, gdyby ostrze Loghaina nie zatopiło się w brzuch młodego Władcy Fereldenu.
Dziewczyna zamarła na chwilę, patrząc jak Król wypluwa z siebie krew, a jego narządy wewnętrzne wychodzą na zewnątrz.
Nieodpowiedzialne dziewczyna pobiegła do niego, pospiesznie łapiąc go za głowę, kiedy ten opadł bezwładnie.
Wszystko działo się w zwolnionym czasie, a obrazy wirowały jej przed oczami. W jednej chwili strzela do najemników, a w drugiej klęczy przy półprzytomnym Cailanie.
- Nie rób mi tego- Odparła, przytulając go mocno do siebie. Już kolejny raz pozwoliła, by łzy okryły jej twarz- Nie pozwalam Ci!
- Myliłem się co do Ciebie- Odpowiedział cichutko. Dziewczyna uciskała jego rany, nie chcąc pozwolić by ubyło z niego więcej czerwonego płynu.
- Zróbcie coś! Krzyknęła, a kiedy rozejrzała się dookoła, Loghaina już nie było. Po prostu uciekł, zabierając ze sobą ocalałych strażników.
Alistair z Duncanem przystanęli obok, chcąc w jakiś sposób dodać otuchy umierającemu, choć nie do końca wiedzieli jak to uczynić poprawnie.
- Elissa- Wyszeptał Cailan, chwytając jej skaleczonej dłoni- Wybacz mi proszę za to co zrobiłem.
- Nie mam Ci czego wybaczyć Cailanie- Odrzekła, przykładając swe zimne usta do jego twarzy- Nie zrobiłeś nic złego.
- Gdybym tylko wiedział- Rzekł przeciągle- Gdybym Ci ufał.
- Już nic nie mów- Odpowiedziała- Pamiętasz? Czekają nas przygotowania do ślubu.
- Pamiętam doskonale. Jeszcze tylko muszę...- Powiedział z trudnością.
- Bądź moim Królem- Odpowiedziała, całując go w usta. To była ostatnia przyjemna rzecz, w jego życiu. Andrasta wezwała go przed woje oblicze. Jego koniec już nastał. Koniec ery rządów Cailana.
Dziewczyna jeszcze prze jakiś czas przytulała swego niedoszłego męża, wciąż nie wierząc w jego śmierć. Głaskała go po jasnych włosach, przytulała jego ciało do siebie i szlochała głośnio, czując się wypraną ze wszelakich norm godności. Nie znała go, nie miała tyle czasu, by go poznać, choć tak bardzo tego chciała.
Bryce stał przy swej córce, spoglądając na nią i patrząc na ból, który przeszywał jej ciało. Choć sam miał zadrę w sercu, doskonale zdawał sobie sprawę jak czuje się osoba, która straci kogoś bliskiego.
Tego dnia, czekały aż dwa pochówki. Króla Cailana i jego ukochanej żony, której nie zdołał uratować. Jego rana w sercu była na tyle głęboka, że sam nie wiedział co czynić. Jego dzieci straciły Matkę. ukochaną kobietę, dzięki której stał się tym, kim się stał. Obejmował spojrzeniem salę, pamiętając, że jeszcze przed chwilą rozgrywał się tutaj prawdziwy dramat. Cały czas widział, jak jego córka starała się bronić swoich towarzyszy. Jak ciskała z łuku, bez żadnych zahamowań. Zbijała z zimną krwią i opanowaniem. Widział w niej inną osobę. Nie córkę, którą dobrze wychowywał i przekazywał wszelakie wartości moralne. Widział coś, czego nigdy nie chciał zobaczyć, a to nie dawało mu większego spokoju.
- Bardzo mi przykro droga Elisso- Powiedział Duncan, przerywając te ciszę, która od dłuższych momentów odbijała się od zimnych już murów zamku.
- Dziękuję- Rzekła ocierając kolejny raz łzy. Nie miała już czym płakać. Pozostała jej tylko bezsilność i chęć zemsty, na wszystkich którzy przyczynili się do jej żałoby.


























piątek, 15 kwietnia 2016

Rozdział I ''Każdy wiek ma swoje średniowiecze''

Brak komentarzy:
          Szarzy Strażnicy skrupulatnie obserwowali poczynania młodej Elissy, kiedy to pałała się pierwszym tańcem ze swym przyszłym mężem. Czuła na sobie ich spojrzenia, widziała jak szepczą coś w swoim towarzystwie. Dziewczyna zastanawiała się dlaczego Król przyprowadził ich tak wielu. Dziesięcioosobowa grupa pilnowała porządku na przyjęciu. wciąż nie spuszczając jej z zasięgu wzroku.
- A kiedy zostaniesz już moją żoną, ofiaruję Ci swe serce we własne władania- Mówił Cailan, wyrywając dziewczynę z własnych rozmyślań.
Uśmiechnęła się delikatnie, skupiając się na tym co też takiego mówi jej władca. Było jej wstyd, że nie słuchała go od samego początku ich znajomości.
Szarym Strażnikiem mógł zostać każdy. Nie zważając na swoją rasę i pochodzenie, kiedy przychodziła taka potrzeba prawem werbunku Strażnicy mogli w swych szeregach posiąść nawet rodzinę szlachecką. Szkolono ich na doskonałych wojowników, którzy by bez skrupułów zabili mroczne podmioty z którymi od wieku przystało im walczyć. Honorowi, wyrwani ze wszelakich uczuć, tak by zabijali bez mrugnięcia oka. Przede wszystkim niezawodni w swej dziedzinie.
Jednakże jeden z nich, wyglądem przypominający samego Cailana, patrzył na nią z iskierkami w oczach, powodując tym zawstydzenie młodej Cousland. Stał z boku, nie zważając na rozmowy swych przyjaciół, badał ją wzrokiem, jakby chciał jej coś powiedzieć, choć nie mógł. Nie w obecności Króla. Dziewczyna zamknęła na chwilę oczy, chcąc przez chwilę nie zwracać uwagi na otaczających ich ludzi. Czuła dziwny i niewytłumaczalny w żaden sposób gwałtowny ból głowy, promieniujący aż po sam kręgosłup. Zachwiała się niepewnie, choć dzięki Cailanowi nie upadła na lodowatą posadzkę.
- Wybacz mój Królu- Rzekła z zaawansowaną nutką przerażenia w głosie- Myślę, że muszę odpocząć.
- Wybacz moja Pani- Odpowiedział z przerażeniem w oczach- Tak bardzo skupiam się na naszym weselu, zamęczając Cię tym wszystkim, przez co nie zwróciłem uwagi że możesz być wyczerpana.
Poprowadził dziewczynę przez salę do najbliższego miejsca spoczynku, którym był tron królewski. Dziewczyna niepewnie zajęła jego miejsce, wciąż trzymając się za głowę. Z minuty na minutę, ból stawał się uciążliwy i męczący, doprowadzając ją do obłędu.
Jęknęła przeciągle zwracając w ten sposób uwagę całej Szlachty i sług krzątających się po sali .
- Wezwijcie Wielebną Matkę- krzyknął Król, trzymając narzeczoną za rękę. Szarzy Strażnicy pospiesznie otoczyli królewską parę, chcąc ich odgrodzić o wszelakich zgromadzonych osób. Widać było jak Eleonora Cousland próbuje przebić się przez ich pancerze, do rozpaczającej córki, choć Straż skutecznie wyperswadowała jej ten pomysł z głowy.
Elissa upadła na kolana, krzycząc i prosząc o pomoc. Miała wrażenie, że wszystko co ją otacza jest zwykłą obłudą, a nieznana jej siła próbuje zmienić całokształt w mroczne wizje ukazujące się przed jej oczami. Coś było nie tak i to coś powodowało niepokój u wszystkich zebranych.
Cailan klęczał obok, przytulając przerażoną dziewczynę, chcąc ją w ten sposób uspokoić, choć nie dawało to większych rezultatów. W powietrzu unosił się zapach spalenizny. Coś chciało wydostać z tego kruchego ciała, coś chciało zawładnąć Elissą.
- Ja nie dam rady- Wyszeptała dziewczyna. Jej niepohamowane niczym łzy spływały po policzkach, tworząc mokre krople na stroju Cailana- Przepraszam.
Dziewczyną targały dreszcze, a jej głowa bezwładnie uniosła się ku górze. Wszyscy z przerażeniem spoglądali na nią, odsuwając się niepewnie do drzwi, którymi najprędzej mogli by wyjść.
Sam Król został osłonięty przez Szarego Strażnika, przesuwając go bliżej Straży. Z pochwy wysunął swój lśniący miecz, oczekując najgorszego. Reszta uczyniła podobnie, tylko Cailan siedział na posadzce nie mogąc pozbierać myśli. Rodzice Elissy krzyczeli nieznane mu wyrazy, w które próbował się wsłuchać, choć nie znał tegoż języka. Potężny ryk przerwał krzyki Elissy. Pospiesznie otworzono okiennice, zza których dochodził ten przerażający dźwięk. Ludzie zamarli na widok potwora unoszącego się nad zamkiem Couslandów, miotającego ogniem w każdym możliwym kierunku.
Najprawdziwszy smok, na widok którego kilka osób zemdlało. Palił swym ogniem okoliczne wioski, doprowadzając do płaczu bawiących się wieśniaków.
- To czarownica! Krzyknął jeden  członek szlachty wskazując palcem na Elissę, która bezwładnie leżała na podłodze, zbierając siły. Jej oddech był przyspieszony, jakby właśnie oddała na Świat potomka.
- Zabraniam Ci tak mówić o mojej córce- Krzyknął jej Ojciec, któremu udało się przedrzeć przez Strażników do swojej ukochanej dzieciny.
- To prawda, ludzie! Krzyknęła inna osoba- Wszyscy widzieliśmy!
- Nie! Odparła Eleonora, broniąc córkę na każdy możliwy sposób. Te wszystkie spekulacje przerwała Wielebna Matka, która starała się jak najprędzej być przy młodej dziewczynie, Starsza kobieta czuła na sobie wzrok wszystkich zebranych, a Ci jakby czekali tylko na potwierdzenie wszystkich roszczeń.
- Proszę- Wyszeptała Elissa, wciąż nie potrafiąc zrozumieć tego co miało miejsce.
- Cichutko moje dziecko- Odpowiedziała, kładąc swe chłodne dłonie na rozpalonych palikach dziewczyny. Wytężyła wszystkie swe zmysły i umiejętności, by wskazać przyczynę stanu przyszłej Królowej, jednakże nie znalazła tam nic. Jedna wielka pustka odbijała się głuchym echem od jej palców, dając jej do zrozumienia, że żadna siła Wielebnej, ani nawet wszystkich Wielebnych tego Świata nie zdziała nic przeciwko magom krwi. Kobieta pospiesznie odsunęła się wystraszona od dziewczyny, cofając się wciąż i wciąż, pragnąć wyjść jak najszybciej i opuścić Wysokoże.
- Co się dzieje? Krzyknął Cailan, który już zdążył poukładać swe haniebne myśli w jedną całość.
Wielebna nie uraczyła Króla odpowiedzią, tylko czym prędzej opuściła salę i zdezorientowany tłum.
- To mag krwi! Krzyczeli wszyscy, łącznie ze służbą- Spalić ją!
- Cailanie? Wzrokiem przepełnionym smutkiem i żalem Eleonora spojrzała na niego- Błagam, zrobimy wszystko czego tylko pragniesz! Tylko uchroń naszą córkę przez tym co najgorsze! Jako matka błagam Cię o to!
Zdezorientowany Król nie wiedział co począć. Wszak, jeszcze nie wiadomo co stało się jego wybrance. Przecież jeszcze nie wszystko stracone. Szukał logicznego rozwiązania, takiego które zadowoli wszystkie strony. Loghain skrupulatnie coś mu tłumaczył, doprowadzając go do furii. Jego słowa uderzały w Króla jak ciosy mieczem podczas wojen w których uczestniczył. Szlachta czekała na werdykt młodego władcy, gdy tymczasem rodzina Couslandów patrzyła na Elissę z politowaniem. Sami nie rozumieli wydarzenia które miało miejsce. Nic nie trzymało się sensu i logiki.
- Wszem i wobec ogłaszam- Rozpoczął swą przemowę Cailan- Skazuję Elissę Cousland na śmierć poprzez ścięcie za użytkowanie magii krwi. Ten kto się sprzeciwi, podzieli jej los.
- Nie możesz tego zrobić! Krzyknął Bryce, który dotychczas starał się pomóc córce, a obecnie rzucił się Króla Fereldenu. Dwa potężne miecze zwarły się o sobie.

***


          Z opuszczoną głową, skuta łańcuchami, dziewczyna siedziała na zimnej posadce. Wyprana z honoru, z godności czekała na najgorszy moment swego życia. Na śmierć. Jej termin wyznaczono dnia następnego, przed zachodem Słońca. Własnie wtedy miała stać się krótsza o głowę. Nie rozumiała tego co się stało. Kiedy Straż odprowadzała ją do lochu, wiedziała tylko tyle, że smok który pojawił się znikąd, zniknął równie szybko i nikt kompletnie nie wiedział dlaczego. Oskarżono ją o używanie czarnej magii. Jeszcze na sali tronowej Cailan szarpnął za kolię, która nie tak dawno gościła na jej szyi. Wepchnięto ją do tego ponurego  miejsca, gdzie ostatnie godziny życia mogła obserwować zza krat. Cichutko szlochała, gdyż nie chciała pogarszać i tak swojego nędznego losu. Strażnik który miał jej pilnować był nieugięty i nawet nie chciał jej wysłuchać. A jeszcze chwilę temu oddaliby za nią życie. Groził jej, że jeśli jeszcze raz ją usłyszy, to zaknebluje jej usta. Nie była magiem krwi. Nie była żadnym magiem i nigdy nie będzie. Jest zwykłym człowiekiem i szkoda że tylko ona w to wierzyła.
Nie mogła zobaczyć się rodziną. Zabronili wpuszczać do niej kogokolwiek. Tak bardzo pragnęła pożegnać się z bliskimi. Nie miała już nic, tylko ból i rozpacz, który będzie jej towarzyszyć do samego końca.
Usłyszała hałas dobiegający z holu. Pospiesznie wstała, ocierając łzy, by zobaczyć kto kroczy po korytarzu. Oniemiała patrzyła jak prowadzą jej Ojca do do celi, skutego ciężkimi kajdanami. Ten, na widok córki uśmiechnął się promiennie i szedł dalej w głąb korytarza, z uniesioną dumnie głową. Dziewczyna rozpłakała się na ten widok jeszcze bardziej, zaciskając mocniej ręce na kratach. Jeśli miałby ktokolwiek cierpieć za jej nieszczęścia, to tylko i wyłącznie ona, a tymczasem Bryce, jej ukochany Ojciec został odprowadzany do celi. Nie on powinien za to płacić. na pewno nie on.
- Czy on też? Zapytała strażnika, wciąż nie mogąc otrząsnąć się z tego co ma miejsce.
- Dołączy do Ciebie już niebawem- Mężczyzna roześmiał się cyniczne- Taki los spotyka zdrajców!
Elissa upadła z osłabienia. Wbijała pazury w podłogę, zadając sobie przy tym ogromny ból, jakby to miało pomóc w jakikolwiek sposób.
- Pożałujecie tego, wszyscy! Wrzasnęła potężnie, by po chwili paść nieprzytomną z wycieńczenia.
Strażnik prychnął coś nie zrozumiałego w stronę mężczyzny, który pewnym krokiem zbliżał się do celi dziewczyny.
- Zakaz wstępu! Odparł ponownie, lecz mężczyzna ten w żaden sposób nie przestraszył się strażnika. Kiedy znalazł się tuż przy nim ten zaniemówił. Przed nim samym stał Szary Strażnik.
- Król Cailan prosi do siebie- Powiedział chłopak, nakazując strażnikowi natychmiast udać się do władcy.
- Panie- Odpowiedział- A co z więźniem?
- Sam się tym zajmę- Usłyszał w odpowiedzi- Nie sprowadzaj na siebie gniewu Króla!
- Już idę- Odpowiedział Strażnik, zostawiając Elissę jak i młodego mężczyznę razem. Kiedy Szary Strażnik upewnił się że jest sam, natychmiast otworzył celę.
- Co Ty robisz? Zapytała niepewnie dziewczyna, która wciąż z bezsilności leżała na podłodze.
- Zabieram Cię w bezpieczne miejsce- Rzekł, biorąc ją na ręce.Jest taka lekka i krucha, że nie sprawiło mu to większej trudności.
- Kim jesteś? Zapytała- Dlaczego to robisz?
- Jestem przyjacielem Elisso i nie pozwolę, by stała Ci się krzywda- Usłyszała w odpowiedzi- Lepiej się pospieszmy, za nim Straż zorientuje się że to zasadzka.
Pospiesznie wyszedł z celi, zabierając dziewczynę ze sobą.
 - Zaczekaj! Jęknęła- A mój Ojciec? Co z nim?
- Nie mamy na to czasu Pani. Naprawdę musimy się pospieszyć.
- Nie ruszę się stąd, jeśli nie porozmawiam z moim Ojcem! Wysyczała, powoli wygrzebując się z uścisku chłopaka- To mój rozkaz!
- Nie jestem twoim poddanym, żebyś mogła tak do mnie mówić! Oburzył natychmiast. Nie dość, ze naraża swoje życie dla niej, to jeszcze ma czelność wydawać mu rozkazy. To przecież niedorzeczne!
Chłopak oburzył się, ciągnąć dziewczynę w stronę celi jej Ojca. Z jednej strony ją rozumiał. Stawiała życie rodziny nad swoje i to w pewien sposób mu zaimponowało, jednakże dla niego dalej była rozpieszczonym szlacheckim dzieckiem i nikim więcej.
- Tato! Krzyknęła Elissa, kiedy znalazła się przy jego celi. Rozpłakała się na ten wręcz żałosny widok. Teyrn Wysokoża traktowany w taki sposób.
Mężczyzna tylko uśmiechnął się na widok swojej ukochanej córeczki i pocałował ją w czoło
- Uciekaj dziecko. Błagam Cię, uciekaj i nigdy nie wracaj- Powiedział, wciąż pałając się chwilą ujrzenia córki przed ostatecznym.
- Nie zostawię Cię, uciekniemy wszyscy! Odparła mocno szlochając- Nie pozwolę Ci umrzeć!
- Mój czas nadszedł. Andrasta wzywa mnie do siebie- Rzekł cichutko- Ale Ty moje drogie dziecko jesteś młoda i jeszcze wiele przed tobą. Jestem z Ciebie dumny córeczko, pamiętaj o tym.
- Tato, proszę Cię nie mów tak! Jeszcze wiele możemy wspólnie zrobić! Jeszcze tyle przed nami. Ten Szary Strażnik nam pomoże, tylko proszę! Nie poddawaj się.
- Alisterze- Swe słowa skierował do Szarego, stojącego nieopodal nich- Przysięgnij, że zaopiekujesz się moja córką!
- Przysięgam Bryce- Odpowiedział pospiesznie, odciągając dziewczynę od krat- Musimy już iść!
- Alistair wszystko Ci wyjaśni kochanie- Rzekł mężczyzna, przesuwając się w głąb lochu- Teraz wszystko w waszych rękach.
- Puść mnie! Krzyczała Elissa, siłą zaciągnięta przez Strażnika- Nie mogę tego tak zostawić!
- Uciekajcie już! Usłyszała najpewniej ostatni krzyk ukochanego Ojca.

***

          Grupa Szarych Strażników barykadowała drzwi głównej sali, tak by nikt niepowołany przedostał się do wnętrza. Teyrn Loghain siedział na wprost przywiązanej Eleonory Cousland, próbując wydusić z niej każda namiastkę prawdy o jej córce. Wiedział, że to co miało miejsce klika godzin wcześniej nie jest zasługą niepożądanego zła, ani nawet nie jest zasługą kogokolwiek. To w Elissie drzemie dziwna i niespotykana siła, która postanowiła uwolnić się z jej wnętrza akurat podczas tego nieszczęsnego balu. Loghain nie chciał, by jego Król wdawał się w relację z rodziną Couslandów. Chciał, by za małżonkę wybrał jego córkę Anorę, której bliżej do staropanieństwa niż do utracenia cnoty. Miał swoje plany, wizjonerską przyszłość, gdzie on jako władca Fereledenu, głowa Państwa, decyduje o każdym jego losie, nie jako prawa ręka Króla i nie jako dowódca gwardii królewskiej.
Obiecał Maricowi, Ojcu Cailana, że zaopiekuje się jego synem i taki też był jego zamiar.
Eleonora Cousland Z dumą wypisaną na twarzy, wciąż przywiązana do krzesła patrzyła prosto w mroźny wzrok Loghaina nie odpowiadając na żadne pytanie. Nie liczyła już ile razy została uderzona. Pluła bezlitośnie krwią na marmurową posadzkę, wciąż patrząc z pogardą na Teyrna.
W głębi serca cieszyła się, że jej ukochany syn Fergus, był poza granicami zamku. Jako jedyny na wolności, mógł zdziałać więcej niż pozostali uwięzieni w zimnych murach.
Ostatni raz spojrzała na wioskę, z której wydobywały się kłęby dymu przez ugaszony już ogień.
- Na Andrastę- powiedziała, zanim jej głowa powędrowała po zimniej posadzce, odłączona od reszty ciała. Loghain nie zawahał się, przykładając swój miecz do jej długiej szyi. Nie była już potrzebna, a niepotrzebnych należy zgładzić.
Oczyścił swój miecz od krwistoczerwonej mazi, patrząc na rozczłonkowane ciało Eleonory. Dobrze, że Cailan nie był obecny podczas tejże egzekucji. Jego zbyt miękkie serce mogłoby poruszyć jego sumienie, a wtedy patrzenie na cierpienie innych nie byłoby już satysfakcjonujące jak dotychczas.

















wtorek, 15 marca 2016

Prolog ''Bogowie umierają, gdy ludzie przestają w nich wierzyć''

Brak komentarzy:
          Potężny zamek w Wysokożu, zakwitał nowym blaskiem życia, rozpoczynając swe huczne przygotowania do wydania jedynej córki Teyrna Couslanda. Dookoła zamku, szlachcice i wieśniacy z pragnieniem spoglądali na główną bramę dziedzińca, oczekując przybycia niezwykłego gościa. Część z nich nerwowo biegała gdzie popadnie, poganiając innych, by wzięli się w końcu do pracy. Stajenni przygotowywali konie, piekarze zapewnili niezwykły zapach pieczonego chleba, unoszącego się aż do samego nieba, szwaczki poprawiały suknie przygotowane dla szlachty, szewc sprzątał nerwową swoją komórkę. Wszędzie panował gwar i harmider, a przecież pozostało tak niewiele czasu.
Tymczasem, kiedy wszyscy ekscytowali się przygotowaniami do hucznych zaręczyn, tylko jedna dziewczyna, spoglądająca na mury swego zamku z pobliskiego lasu, była bliska płaczu. Na imię jej jest Elissa Cousland. Młoda kobieta natychmiast wbiegła do lasu, oddalając się od swego domostwa. Postanowiła ostateczny raz posmakować wolności, gdyż wiedziała że jako przyszła królowa Fereldenu, nie będzie mogła sobie pozwolić na tak ordynarne zachowanie. Przecież to Królowa! Tak zapewne mówiła by szlachta w całym Thedas. Są pewne kwestie których nie przystoi kobiecie, a sama Elissa doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
Biegnąc dalej w głąb drzew, czuła jak delikatny wiatr otulił jej czerwone policzki. Długie, brązowe włosy, przestały już się tak idealnie układać, a cały wykonany warkocz przez Nianię, uciekł bezpowrotnie. Jej włosy falami opadały na plecy, poruszane przez wietrzyk. Przystanęła na chwilę, by zaczerpnąć sił. Oparła się o pobliski stary Dąb i patrzyła wysoko w koronę drzew, spoglądając jak ptaki siedzące na gałęziach, podgwizdują coś radośnie.
Oparła głowę o korzec, wdychając mocno rześkie powietrze. Było tak cicho i spokojnie. Tylko ona i otaczająca ją natura.
Spoglądając na odlatujące ptaki, które przez większość swego wolnego czasu zmieniały pozycje usadowienia, Elissa zastanawiała się czy ktokolwiek zorientował się o jej zniknięciu z pałacu. Wymknęła się niepostrzeżenie przez balkon ze swojej komnaty, opadając w dół po winorośli, znajdując się w ten sposób na tyłach ogrodów. Prawie niepostrzeżenie, ponieważ wszystkiemu przyglądał się Ogar Mabari, jej potężny pies bojowy, który z podniesionymi uszami, patrzył na swoją Panią, zastanawiając się najpewniej co ona robi. Elissa dała mu znak, by był cicho, a ten jak zaklęty tylko siedział i przenikał ją swoimi czarnymi oczami.
Psy te słyną z wierności i oddaniu do właściciela, więc nie obawiała się że mógł w jakikolwiek sposób ją zdradzić.
Jej trafne przemyślenia przerwał głośny huk, a następnie wiwaty gdzieś w oddali i dochodzący głos królewskich fanfar. Gwałtownie się podniosła, otrzepując pogniecione ubranie z źdźbeł trawy. Po ciele przeszły ją dreszcze. Nadeszła ta chwila, chwila w której miano ogłosić jej zaręczyny.

***


          Po komnacie Elissy Cousland przechadzała się jej matka, Eleonora, która nerwowo wypatrywała córki. Co chwilę spoglądała na śpiącego Mabari, który znudzony całym wydarzeniem pochrapywał na łożu swojej Pani.
Król lada moment będzie chciał poznać swoją wybrankę, a tymczasem młodej dziewczyny nigdzie nie ma. Przepadła.
Eleonora rozważała jej ucieczkę. Może przeraziła ją wizja zostania Królową? Może postanowiła uciec jak najdalej? Gdyby do tego doszło cały Ród Couslandów zostałby wystawiony na pośmiewisko. Przyszła Królowa uciekła. Toż to niedorzeczne, jednakże na samą myśl o tym, powoli ogarniała ją rozpacz. Takie rozczarowanie na arenie międzynarodowej. Wszyscy na tym ucierpią, nawet niczego nieświadoma Elissa.
 Promyk nadziei w oczach matki pojawił się, kiedy to usłyszała jak córka próbuje się wkraść do własnej komnaty. Kobieta założyła ręce na biodrach, wyszukując w myślach reprymendy dla niej. Ileż ona chciała jej powiedzieć w tym momencie.
Dziewczyna niczego nieświadoma stanęła pewnym krokiem na balkonie, powoli wchodząc do środka. Zamarła, gdy ujrzała srogie spojrzenie matki. Nawet Ogar o imieniu Lancier, wydawał się poruszony tą sytuacją, choć jeszcze przed chwilką śnił najpewniej o królikach, na które poluje.
- Czemu mnie to nie dziwi- Powiedziała Eleonora, wyciągając resztki trawy z poplątanych włosów dziewczyny- Bałam się, że już nie wrócisz. Jej troska wprawiła Elissę w niemałe zakłopotanie. Faktycznie, to całe wyjście poza mury zamku, mogło zostać odebrane jako ucieczka, której bardzo pragnęła, choć nie mogła tego zrobić.
- Bez obaw matko- Odpowiedziała dziewczyna- Spełnię waszą wolę.
Starsza kobieta, pomagała córce doprowadzić się do ładu. Dzisiejsze polowanie zakończyło się na tym, że przyszła królowa od czubka głowy do stóp ubrudzona była niczym młode prosie w błotnej kąpieli. Wiedziały, że mają bardzo mało czasu. W końcu Elissa musiała wyglądać zjawiskowo, by oczarować przyszłego małżonka. Choć, nawet drogie materiały sukien i najdroższe klejnoty Świata, nie oddawały takiego piękna, jakim była obdarzona młoda Cousland.
- Już tu idą- krzyknęła Niania dziewczyny, pospieszne wchodząc do komnaty- Na Andrastę- Krzyknęła przerażona, widząc w jakim stanie jest jej podopieczna.
- Wyjdź ukrytym korytarzem- Powiedziała Matka, popychając Elissę lekko w stronę kominka, przy którym owe wyjście się znajdowało. Nikt o nim nie wiedział, poza rodziną szlachecką- Stąd przejdziesz prosto do kuchni. Tam się tobą zajmą.
- A Król? Zapytała rozczarowana Elissa. Liczyła, że kiedy Cailan zobaczy ją w takim stanie najprędzej rozmyśli się z zawarcia narzeczeństwa i odjedzie do swojego pałacu królewskiego.
- Coś wymyślę- Odpowiedziała jej matka, poganiając ją.
Nie wiele myśląc, przeszła przez ukryte przejście. Stanowił je ciemny, zimny i ciasny korytarz, przez który dziewczyna musiała się przedrzeć. Dookoła niej pełno było pająków i ich pajęczych sieci. Znaczyło to tyle, że sam korytarz nieużywany był od dawien. Sama wiedziała o jego istnieniu raptem kilka miesięcy. Jego użyteczność miała zapewnić bezpieczeństwo, choć i w tym wypadku można by rzec, iż uratował jej skórę. Czuła zapach pieczonych potraw, roznoszący się w zamkowej kuchni, więc musiała być bardzo blisko wyjścia. Zaczynały docierać do niej polecenia głównego kucharza, który co rusz krzyczał na służki. Zrobią wszystko, by wypaść jak najlepiej przed rodziną Królewską.
Na samym końcu otaczającej ciemności, znajdowały się małe, drewniane drzwi. Otwarcie ich nie stanowiło większego problemu i tak oto Elissa znalazła się w głównej kuchni, przypatrując się biegającym służkom pod rozkazem kucharza. Gruby, z siwą brodą mężczyzna po kolei kroił mięso, najpewniej do gulaszu, który zostanie podany na stół dzisiaj wieczorem. Zapachy potraw, przyprawiły dziewczynę o wilczy głód. Czuła jak jej żołądek przewraca się w środku na sam widok jedzenia. Bez wahania sięgnęła po jeden, puszysty rogalik, leżący na srebrnej tacy, kuszący nie tylko widokiem, ale i samym aromatem.
- Proszę wybaczyć- Powiedział główny kucharz, zabierając dziewczynie rogalik z rąk- To jest dla Króla.
Szlachcianka westchnęła bezwładnie na sam widok, iż te pyszności zostają wyniesione na główną salę przez służkę, a kiedy taca wróci, będzie już pusta.
- Dla Ciebie Pani, mam coś wyjątkowego- Rzekł mężczyzna, podając dziewczynie ciasto owocowe.
- Wolałam, kiedy mówiłeś do mnie po imieniu- Odpowiedziała oburzona, choć widok tego pysznego smakołyku sprawił, iż mogła wybaczyć wszystko każdemu, bez żadnych wyjątków.
- Za dużo ważnych osób się tutaj kręci- Wskazał na główne drzwi- Nawet Szarzy Strażnicy.
- W pałacu gościmy Szarych? Zapytała niepewnie, przegryzając duży kawałek ciasta. Jej napchane policzki od smakołyku nie pozwalały dziewczynie poprawnie mówić, jednakże teraz było jej to obojętne jak brzmi i jak wygląda.
- Podobno są tu z polecenia twojego męża, jako dodatkowa ochrona- Odpowiedział, wracając do porzuconego zajęcia.
- To nie jest mój mąż- Odparła Elissa, pozwalając okruchom upaść bezwładnie na podłogę
Kucharz zaśmiał się wdzięcznie na widok zakłopotanej dziewczyny, której na chwilę obecną wszystko wypada z buzi.
- Będzie nam tutaj pusto bez Ciebie- Dodał po chwili, kiedy już opanował krótkotrwały atak śmiechu. Młoda Cousland spojrzała na niego promiennym wzrokiem. Jej tez będzie brakować tych wszystkich osób, przy których się wychowała, wszystkich komnat, które zwiedzała, wszystkich ogrodów, które pielęgnuje matka, rozmów ze służbą, których traktowała na równi ze sobą, choć to się nie podobało kilku osobom, chociażby Arlowi Howe, który kategorycznie zabraniał jej spotkań ze służącymi. Teraz pewni siedzi w swojej komnacie przybity wieścią, że kandydatka na żonę jego syna, została mu jednym słowem skradziona przez samego Króla Fereldenu. Przyjaciel Ojca, nigdy nie pogodzi się z tą myślą.
- Chciałabym tutaj zostać- Odparła, siadając obok starego przyjaciela. Była smutna. Jutro będzie w drodze do Fereldenu, gdzie poczyni swe kroki na przygotowaniu ślubu królewskiego. Nie chciała wychodzić za mąż. Nie za osobę, którą zna tylko opowieści miejscowych. Pragnęła chwytać życie, czerpać z niego najprzyjemniejsze korzyści, podróżować, walczyć o siebie i o swoje przetrwanie. Zwiedzać, podziwiać, satysfakcjonować się widokiem terenów nieznanych, o których to czytała w bibliotece. Chciała korzystać ze wszystkiego pełnią sił, bez męża u boku, bez bycia Królową Fereldenu.
Czasami karciła siebie w myślach. Była niewdzięczna, Rzadko kiedy trafia się szansa dostąpienia zaszczytu wstąpienia w kręgi Rodziny Królewskiej. Przeważnie śluby odbywały się w rodzinie. Kuzyn z kuzynką, ciotka z siostrzeńcem. takie sytuacje były na porządku dziennym.
Dla niej, było to niedopuszczalne, choć niestety takie są realia czasów, w których przystało jej żyć.
- Chodźmy już! Krzyknęła Niania, która zjawiła się niespostrzeżona, przy boku kucharza. Znała ten zamek jak własną kieszeń. Niejeden łotrzyk mógł jej pozazdrościć talentu do podkradania się. Chwyciła dziewczynę za rękę, wyprowadzając z pomieszczenia, upewniając się przed tym, czy pobliskie korytarze są puste.
Pospiesznie przemierzały puste pomieszczenia, by jak najszybciej znaleźć w komnacie służki, która odpowiedzialna była za przygotowanie narzeczonej, do dzisiejszego balu. Ciągnęła ją za rękę, jakby obawiała się że ucieknie, choć Elissa nie miała takiego planu, co najwyżej go rozważała.
Nastoletnia dziewczyna przygotowywała kreację dla przyszłej królowej, co chwilę przypinając nowe akcenty do sukni. Dziewczyna dowiedziała że król ubóstwia goździki, dlatego też postanowiła kilka wpiąć we fryzurę, którą zamierza zrobić, a kilka do kremowej sukni z gorsetem, odkrywającą ramiona, pokrytą koronką. Wszystkie Damy Dworu kochają koronki.
Elissa zażywając aromatycznej kąpieli zastanawiała się jak będzie przebiegać jej pierwsze spotkanie z Królem. Czy będą potrafili ze sobą porozmawiać, czy może przy pierwszej okazji obleje się rumieńcem na sam jego widok. Tak wiele myśli kłębiło się w jej głowie. Tak wiele pytań, na które nie potrafiła odpowiedzieć. Bawiła się wodą, w której pływały kwiaty róż, z rodzinnego ogrodu Couslandów.
Niania w tym czasie pielęgnowała jej długie, brązowe włosy, rozczesując gładko powstałe kołtuny. Miały niewiele czasu. Wszyscy czekali, aż pojawi się w sali balowej.
Samej wybranej nie było spieszno. Przedłużała czas oczekiwania jak tylko mogła. A to nie mogła szybciej założyć sukni, coś ją gryzło przy dekolcie, buty nie pasowały, bujne loki dziewczyny nie były bujne. Wszystko było nie takie jak powinno być. Ale kiedy tylko ujrzała siebie w lustrze, zaniemówiła. Długa kremowa suknia z koronki i z dekoltem, oraz odsłoniętymi ramionami, podkreślała jej piękno zielonoszare oczy. Wyglądała jak diament, prawdziwy i nieoszlifowany. Pokojówka z Nianią wpatrywały się w nią z zachwytem i  uznaniem dla swojej ciężkiej pracy. Elissa widziała jak niewiele teraz brakuje, by zaczęły szlochać z radości. Tylko ona sama nie była szczęśliwa. Tłumiła w sobie wszelakie emocje, pragnąc tylko dobra  swojej rodziny.
Kroczyły korytarzem prowadzącym do głównej sali, gdzie wszyscy, łącznie z gwardią królewską pragnęli zobaczyć wybrankę Króla. Sam Cailan obawiał się jej wyglądu. Słyszał wiele dobrego na jej temat, ale dopóki człowiek sam się nie przekona, ten nigdy się nie dowie. Może była brzydka, dziwna, pomimo młodego wieku. Może będzie schorowana i nie spłodzi z nią następcy. Mimo wszystko gra była warta świecy. Zależało mu na kontrakcie z rodem Couslandów. Dzięki nim zdobyłby większe wpływy w Thedas, wzmocnił politykę w Fereldenie, umocnił stosunki z sąsiadami. Widział w tym wiele korzyści. Sam jego wuj, Teyrn Loghain, który obecnie znudzony był oczekiwaniem przyszłej Królowej, podpowiadał mu, by jak najprędzej zdobył młodą Elissę, choć tak naprawdę miał w tym swój własny, ukryty cel.
Drzwi do głównej sali otworzyły się, a po środku nich stało dziewczę. Cailan pierwszy raz jako Król, nie był w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Czuł, jak wszystko zostało uwięzione w jego gardle. Jak wyrazy, które chciał wypowiedzieć nie miałyby żadnego znaczenia. jego myśli robiły bałagan w głowie, a kilka kropel potu objawiły się na jego czole. Zaniemówił. Zaniemówił z zachwytu.
Dziewczyna czuła jak oczy wszystkich wpatrują się tylko w nią. Spostrzegła swego Ojca, który natychmiast pojawił się przy jej boku, chcąc zaprowadzić ją do Króla. Był dumny ze swej córki. Po drugiej stronie stanęła Eleonora, szepcząc jej, iż Cailan, przygotował dla niej diamentową kolię jako prezent przedślubny, ale to nie zrobiło na dziewczynie wrażenia. Nie chciała diamentów, koli, niczego. Chciała wolności.
Młody władca  wstał, poprawiając swe szaty. Czuł się jak błazen, przypominając sobie, jakie myśli krążyły w jego głowie na temat dziewczyny. Tymczasem Ona powolnym krokiem szła do niego. Jej uroda oślepiała wszystko i wszystkich. Był szczęśliwy że wybrał ją na Królową. Czuł nieopisane pragnienia dowiedzenia się o niej wszystkiego. Tak bardzo chciał ją poznać.
- Goździki- Wyszeptał. Choć wydawało mu się, że nikt tego nie usłyszał, słyszeli go wszyscy. Loghain  uśmiechnął się cynicznie na jego słowa.
- Przestawiam Ci naszą córkę Wasza Wysokość. Elissę Cousland- Rzekł Bryce, podając dłoń dziewczyny władcy Fereldenu.
- Wasza wysokość- Elissa oddała lekki pokłon przyszłemu mężowi, wciąż nie spoglądając w jego oczy. Przypuszczała, że będzie zawstydzona. Nie wiedziała, że aż tak bardzo.
Sam Cailan również wydawał się poruszony. Stali obok siebie, zapominając o prawidłowych zachowaniu. Ona ze szlachty, On Królem, a ich zachowanie mogło wydawać się wręcz karygodne ze strony dworu.
- Mam dla Ciebie prezent- Niepokojąca cisza między nimi w końcu została przerwana. Młody Cailan cały czas trzymał dziewczynę za dłoń, która była lodowata, zapewne ze zdenerwowania. Drugą dłonią sięgnął po aksamitną poduszkę, której cały czas strzegł jeden z jego strażników. Niepewnie sięgnął po diamentową kolię, pytając czy może umiejscowić ją na gołej szyi dziewczyny. Ta, tylko skinęła na potwierdzenie, odwracając się do narzeczonego tyłem. W całym pomieszczeniu dało usłyszeć się zachwyt szlacheckich rodów, którzy tylko czekali na ten moment. Od teraz oficjalnie młoda Elissa ma poślubić Króla Cailana. Ród Theirinów i Couslandów oficjalnie został zjednoczony.















Czytelnicy