wtorek, 15 marca 2016

Prolog ''Bogowie umierają, gdy ludzie przestają w nich wierzyć''

Brak komentarzy:
          Potężny zamek w Wysokożu, zakwitał nowym blaskiem życia, rozpoczynając swe huczne przygotowania do wydania jedynej córki Teyrna Couslanda. Dookoła zamku, szlachcice i wieśniacy z pragnieniem spoglądali na główną bramę dziedzińca, oczekując przybycia niezwykłego gościa. Część z nich nerwowo biegała gdzie popadnie, poganiając innych, by wzięli się w końcu do pracy. Stajenni przygotowywali konie, piekarze zapewnili niezwykły zapach pieczonego chleba, unoszącego się aż do samego nieba, szwaczki poprawiały suknie przygotowane dla szlachty, szewc sprzątał nerwową swoją komórkę. Wszędzie panował gwar i harmider, a przecież pozostało tak niewiele czasu.
Tymczasem, kiedy wszyscy ekscytowali się przygotowaniami do hucznych zaręczyn, tylko jedna dziewczyna, spoglądająca na mury swego zamku z pobliskiego lasu, była bliska płaczu. Na imię jej jest Elissa Cousland. Młoda kobieta natychmiast wbiegła do lasu, oddalając się od swego domostwa. Postanowiła ostateczny raz posmakować wolności, gdyż wiedziała że jako przyszła królowa Fereldenu, nie będzie mogła sobie pozwolić na tak ordynarne zachowanie. Przecież to Królowa! Tak zapewne mówiła by szlachta w całym Thedas. Są pewne kwestie których nie przystoi kobiecie, a sama Elissa doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
Biegnąc dalej w głąb drzew, czuła jak delikatny wiatr otulił jej czerwone policzki. Długie, brązowe włosy, przestały już się tak idealnie układać, a cały wykonany warkocz przez Nianię, uciekł bezpowrotnie. Jej włosy falami opadały na plecy, poruszane przez wietrzyk. Przystanęła na chwilę, by zaczerpnąć sił. Oparła się o pobliski stary Dąb i patrzyła wysoko w koronę drzew, spoglądając jak ptaki siedzące na gałęziach, podgwizdują coś radośnie.
Oparła głowę o korzec, wdychając mocno rześkie powietrze. Było tak cicho i spokojnie. Tylko ona i otaczająca ją natura.
Spoglądając na odlatujące ptaki, które przez większość swego wolnego czasu zmieniały pozycje usadowienia, Elissa zastanawiała się czy ktokolwiek zorientował się o jej zniknięciu z pałacu. Wymknęła się niepostrzeżenie przez balkon ze swojej komnaty, opadając w dół po winorośli, znajdując się w ten sposób na tyłach ogrodów. Prawie niepostrzeżenie, ponieważ wszystkiemu przyglądał się Ogar Mabari, jej potężny pies bojowy, który z podniesionymi uszami, patrzył na swoją Panią, zastanawiając się najpewniej co ona robi. Elissa dała mu znak, by był cicho, a ten jak zaklęty tylko siedział i przenikał ją swoimi czarnymi oczami.
Psy te słyną z wierności i oddaniu do właściciela, więc nie obawiała się że mógł w jakikolwiek sposób ją zdradzić.
Jej trafne przemyślenia przerwał głośny huk, a następnie wiwaty gdzieś w oddali i dochodzący głos królewskich fanfar. Gwałtownie się podniosła, otrzepując pogniecione ubranie z źdźbeł trawy. Po ciele przeszły ją dreszcze. Nadeszła ta chwila, chwila w której miano ogłosić jej zaręczyny.

***


          Po komnacie Elissy Cousland przechadzała się jej matka, Eleonora, która nerwowo wypatrywała córki. Co chwilę spoglądała na śpiącego Mabari, który znudzony całym wydarzeniem pochrapywał na łożu swojej Pani.
Król lada moment będzie chciał poznać swoją wybrankę, a tymczasem młodej dziewczyny nigdzie nie ma. Przepadła.
Eleonora rozważała jej ucieczkę. Może przeraziła ją wizja zostania Królową? Może postanowiła uciec jak najdalej? Gdyby do tego doszło cały Ród Couslandów zostałby wystawiony na pośmiewisko. Przyszła Królowa uciekła. Toż to niedorzeczne, jednakże na samą myśl o tym, powoli ogarniała ją rozpacz. Takie rozczarowanie na arenie międzynarodowej. Wszyscy na tym ucierpią, nawet niczego nieświadoma Elissa.
 Promyk nadziei w oczach matki pojawił się, kiedy to usłyszała jak córka próbuje się wkraść do własnej komnaty. Kobieta założyła ręce na biodrach, wyszukując w myślach reprymendy dla niej. Ileż ona chciała jej powiedzieć w tym momencie.
Dziewczyna niczego nieświadoma stanęła pewnym krokiem na balkonie, powoli wchodząc do środka. Zamarła, gdy ujrzała srogie spojrzenie matki. Nawet Ogar o imieniu Lancier, wydawał się poruszony tą sytuacją, choć jeszcze przed chwilką śnił najpewniej o królikach, na które poluje.
- Czemu mnie to nie dziwi- Powiedziała Eleonora, wyciągając resztki trawy z poplątanych włosów dziewczyny- Bałam się, że już nie wrócisz. Jej troska wprawiła Elissę w niemałe zakłopotanie. Faktycznie, to całe wyjście poza mury zamku, mogło zostać odebrane jako ucieczka, której bardzo pragnęła, choć nie mogła tego zrobić.
- Bez obaw matko- Odpowiedziała dziewczyna- Spełnię waszą wolę.
Starsza kobieta, pomagała córce doprowadzić się do ładu. Dzisiejsze polowanie zakończyło się na tym, że przyszła królowa od czubka głowy do stóp ubrudzona była niczym młode prosie w błotnej kąpieli. Wiedziały, że mają bardzo mało czasu. W końcu Elissa musiała wyglądać zjawiskowo, by oczarować przyszłego małżonka. Choć, nawet drogie materiały sukien i najdroższe klejnoty Świata, nie oddawały takiego piękna, jakim była obdarzona młoda Cousland.
- Już tu idą- krzyknęła Niania dziewczyny, pospieszne wchodząc do komnaty- Na Andrastę- Krzyknęła przerażona, widząc w jakim stanie jest jej podopieczna.
- Wyjdź ukrytym korytarzem- Powiedziała Matka, popychając Elissę lekko w stronę kominka, przy którym owe wyjście się znajdowało. Nikt o nim nie wiedział, poza rodziną szlachecką- Stąd przejdziesz prosto do kuchni. Tam się tobą zajmą.
- A Król? Zapytała rozczarowana Elissa. Liczyła, że kiedy Cailan zobaczy ją w takim stanie najprędzej rozmyśli się z zawarcia narzeczeństwa i odjedzie do swojego pałacu królewskiego.
- Coś wymyślę- Odpowiedziała jej matka, poganiając ją.
Nie wiele myśląc, przeszła przez ukryte przejście. Stanowił je ciemny, zimny i ciasny korytarz, przez który dziewczyna musiała się przedrzeć. Dookoła niej pełno było pająków i ich pajęczych sieci. Znaczyło to tyle, że sam korytarz nieużywany był od dawien. Sama wiedziała o jego istnieniu raptem kilka miesięcy. Jego użyteczność miała zapewnić bezpieczeństwo, choć i w tym wypadku można by rzec, iż uratował jej skórę. Czuła zapach pieczonych potraw, roznoszący się w zamkowej kuchni, więc musiała być bardzo blisko wyjścia. Zaczynały docierać do niej polecenia głównego kucharza, który co rusz krzyczał na służki. Zrobią wszystko, by wypaść jak najlepiej przed rodziną Królewską.
Na samym końcu otaczającej ciemności, znajdowały się małe, drewniane drzwi. Otwarcie ich nie stanowiło większego problemu i tak oto Elissa znalazła się w głównej kuchni, przypatrując się biegającym służkom pod rozkazem kucharza. Gruby, z siwą brodą mężczyzna po kolei kroił mięso, najpewniej do gulaszu, który zostanie podany na stół dzisiaj wieczorem. Zapachy potraw, przyprawiły dziewczynę o wilczy głód. Czuła jak jej żołądek przewraca się w środku na sam widok jedzenia. Bez wahania sięgnęła po jeden, puszysty rogalik, leżący na srebrnej tacy, kuszący nie tylko widokiem, ale i samym aromatem.
- Proszę wybaczyć- Powiedział główny kucharz, zabierając dziewczynie rogalik z rąk- To jest dla Króla.
Szlachcianka westchnęła bezwładnie na sam widok, iż te pyszności zostają wyniesione na główną salę przez służkę, a kiedy taca wróci, będzie już pusta.
- Dla Ciebie Pani, mam coś wyjątkowego- Rzekł mężczyzna, podając dziewczynie ciasto owocowe.
- Wolałam, kiedy mówiłeś do mnie po imieniu- Odpowiedziała oburzona, choć widok tego pysznego smakołyku sprawił, iż mogła wybaczyć wszystko każdemu, bez żadnych wyjątków.
- Za dużo ważnych osób się tutaj kręci- Wskazał na główne drzwi- Nawet Szarzy Strażnicy.
- W pałacu gościmy Szarych? Zapytała niepewnie, przegryzając duży kawałek ciasta. Jej napchane policzki od smakołyku nie pozwalały dziewczynie poprawnie mówić, jednakże teraz było jej to obojętne jak brzmi i jak wygląda.
- Podobno są tu z polecenia twojego męża, jako dodatkowa ochrona- Odpowiedział, wracając do porzuconego zajęcia.
- To nie jest mój mąż- Odparła Elissa, pozwalając okruchom upaść bezwładnie na podłogę
Kucharz zaśmiał się wdzięcznie na widok zakłopotanej dziewczyny, której na chwilę obecną wszystko wypada z buzi.
- Będzie nam tutaj pusto bez Ciebie- Dodał po chwili, kiedy już opanował krótkotrwały atak śmiechu. Młoda Cousland spojrzała na niego promiennym wzrokiem. Jej tez będzie brakować tych wszystkich osób, przy których się wychowała, wszystkich komnat, które zwiedzała, wszystkich ogrodów, które pielęgnuje matka, rozmów ze służbą, których traktowała na równi ze sobą, choć to się nie podobało kilku osobom, chociażby Arlowi Howe, który kategorycznie zabraniał jej spotkań ze służącymi. Teraz pewni siedzi w swojej komnacie przybity wieścią, że kandydatka na żonę jego syna, została mu jednym słowem skradziona przez samego Króla Fereldenu. Przyjaciel Ojca, nigdy nie pogodzi się z tą myślą.
- Chciałabym tutaj zostać- Odparła, siadając obok starego przyjaciela. Była smutna. Jutro będzie w drodze do Fereldenu, gdzie poczyni swe kroki na przygotowaniu ślubu królewskiego. Nie chciała wychodzić za mąż. Nie za osobę, którą zna tylko opowieści miejscowych. Pragnęła chwytać życie, czerpać z niego najprzyjemniejsze korzyści, podróżować, walczyć o siebie i o swoje przetrwanie. Zwiedzać, podziwiać, satysfakcjonować się widokiem terenów nieznanych, o których to czytała w bibliotece. Chciała korzystać ze wszystkiego pełnią sił, bez męża u boku, bez bycia Królową Fereldenu.
Czasami karciła siebie w myślach. Była niewdzięczna, Rzadko kiedy trafia się szansa dostąpienia zaszczytu wstąpienia w kręgi Rodziny Królewskiej. Przeważnie śluby odbywały się w rodzinie. Kuzyn z kuzynką, ciotka z siostrzeńcem. takie sytuacje były na porządku dziennym.
Dla niej, było to niedopuszczalne, choć niestety takie są realia czasów, w których przystało jej żyć.
- Chodźmy już! Krzyknęła Niania, która zjawiła się niespostrzeżona, przy boku kucharza. Znała ten zamek jak własną kieszeń. Niejeden łotrzyk mógł jej pozazdrościć talentu do podkradania się. Chwyciła dziewczynę za rękę, wyprowadzając z pomieszczenia, upewniając się przed tym, czy pobliskie korytarze są puste.
Pospiesznie przemierzały puste pomieszczenia, by jak najszybciej znaleźć w komnacie służki, która odpowiedzialna była za przygotowanie narzeczonej, do dzisiejszego balu. Ciągnęła ją za rękę, jakby obawiała się że ucieknie, choć Elissa nie miała takiego planu, co najwyżej go rozważała.
Nastoletnia dziewczyna przygotowywała kreację dla przyszłej królowej, co chwilę przypinając nowe akcenty do sukni. Dziewczyna dowiedziała że król ubóstwia goździki, dlatego też postanowiła kilka wpiąć we fryzurę, którą zamierza zrobić, a kilka do kremowej sukni z gorsetem, odkrywającą ramiona, pokrytą koronką. Wszystkie Damy Dworu kochają koronki.
Elissa zażywając aromatycznej kąpieli zastanawiała się jak będzie przebiegać jej pierwsze spotkanie z Królem. Czy będą potrafili ze sobą porozmawiać, czy może przy pierwszej okazji obleje się rumieńcem na sam jego widok. Tak wiele myśli kłębiło się w jej głowie. Tak wiele pytań, na które nie potrafiła odpowiedzieć. Bawiła się wodą, w której pływały kwiaty róż, z rodzinnego ogrodu Couslandów.
Niania w tym czasie pielęgnowała jej długie, brązowe włosy, rozczesując gładko powstałe kołtuny. Miały niewiele czasu. Wszyscy czekali, aż pojawi się w sali balowej.
Samej wybranej nie było spieszno. Przedłużała czas oczekiwania jak tylko mogła. A to nie mogła szybciej założyć sukni, coś ją gryzło przy dekolcie, buty nie pasowały, bujne loki dziewczyny nie były bujne. Wszystko było nie takie jak powinno być. Ale kiedy tylko ujrzała siebie w lustrze, zaniemówiła. Długa kremowa suknia z koronki i z dekoltem, oraz odsłoniętymi ramionami, podkreślała jej piękno zielonoszare oczy. Wyglądała jak diament, prawdziwy i nieoszlifowany. Pokojówka z Nianią wpatrywały się w nią z zachwytem i  uznaniem dla swojej ciężkiej pracy. Elissa widziała jak niewiele teraz brakuje, by zaczęły szlochać z radości. Tylko ona sama nie była szczęśliwa. Tłumiła w sobie wszelakie emocje, pragnąc tylko dobra  swojej rodziny.
Kroczyły korytarzem prowadzącym do głównej sali, gdzie wszyscy, łącznie z gwardią królewską pragnęli zobaczyć wybrankę Króla. Sam Cailan obawiał się jej wyglądu. Słyszał wiele dobrego na jej temat, ale dopóki człowiek sam się nie przekona, ten nigdy się nie dowie. Może była brzydka, dziwna, pomimo młodego wieku. Może będzie schorowana i nie spłodzi z nią następcy. Mimo wszystko gra była warta świecy. Zależało mu na kontrakcie z rodem Couslandów. Dzięki nim zdobyłby większe wpływy w Thedas, wzmocnił politykę w Fereldenie, umocnił stosunki z sąsiadami. Widział w tym wiele korzyści. Sam jego wuj, Teyrn Loghain, który obecnie znudzony był oczekiwaniem przyszłej Królowej, podpowiadał mu, by jak najprędzej zdobył młodą Elissę, choć tak naprawdę miał w tym swój własny, ukryty cel.
Drzwi do głównej sali otworzyły się, a po środku nich stało dziewczę. Cailan pierwszy raz jako Król, nie był w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Czuł, jak wszystko zostało uwięzione w jego gardle. Jak wyrazy, które chciał wypowiedzieć nie miałyby żadnego znaczenia. jego myśli robiły bałagan w głowie, a kilka kropel potu objawiły się na jego czole. Zaniemówił. Zaniemówił z zachwytu.
Dziewczyna czuła jak oczy wszystkich wpatrują się tylko w nią. Spostrzegła swego Ojca, który natychmiast pojawił się przy jej boku, chcąc zaprowadzić ją do Króla. Był dumny ze swej córki. Po drugiej stronie stanęła Eleonora, szepcząc jej, iż Cailan, przygotował dla niej diamentową kolię jako prezent przedślubny, ale to nie zrobiło na dziewczynie wrażenia. Nie chciała diamentów, koli, niczego. Chciała wolności.
Młody władca  wstał, poprawiając swe szaty. Czuł się jak błazen, przypominając sobie, jakie myśli krążyły w jego głowie na temat dziewczyny. Tymczasem Ona powolnym krokiem szła do niego. Jej uroda oślepiała wszystko i wszystkich. Był szczęśliwy że wybrał ją na Królową. Czuł nieopisane pragnienia dowiedzenia się o niej wszystkiego. Tak bardzo chciał ją poznać.
- Goździki- Wyszeptał. Choć wydawało mu się, że nikt tego nie usłyszał, słyszeli go wszyscy. Loghain  uśmiechnął się cynicznie na jego słowa.
- Przestawiam Ci naszą córkę Wasza Wysokość. Elissę Cousland- Rzekł Bryce, podając dłoń dziewczyny władcy Fereldenu.
- Wasza wysokość- Elissa oddała lekki pokłon przyszłemu mężowi, wciąż nie spoglądając w jego oczy. Przypuszczała, że będzie zawstydzona. Nie wiedziała, że aż tak bardzo.
Sam Cailan również wydawał się poruszony. Stali obok siebie, zapominając o prawidłowych zachowaniu. Ona ze szlachty, On Królem, a ich zachowanie mogło wydawać się wręcz karygodne ze strony dworu.
- Mam dla Ciebie prezent- Niepokojąca cisza między nimi w końcu została przerwana. Młody Cailan cały czas trzymał dziewczynę za dłoń, która była lodowata, zapewne ze zdenerwowania. Drugą dłonią sięgnął po aksamitną poduszkę, której cały czas strzegł jeden z jego strażników. Niepewnie sięgnął po diamentową kolię, pytając czy może umiejscowić ją na gołej szyi dziewczyny. Ta, tylko skinęła na potwierdzenie, odwracając się do narzeczonego tyłem. W całym pomieszczeniu dało usłyszeć się zachwyt szlacheckich rodów, którzy tylko czekali na ten moment. Od teraz oficjalnie młoda Elissa ma poślubić Króla Cailana. Ród Theirinów i Couslandów oficjalnie został zjednoczony.















Czytelnicy