piątek, 15 kwietnia 2016

Rozdział I ''Każdy wiek ma swoje średniowiecze''

          Szarzy Strażnicy skrupulatnie obserwowali poczynania młodej Elissy, kiedy to pałała się pierwszym tańcem ze swym przyszłym mężem. Czuła na sobie ich spojrzenia, widziała jak szepczą coś w swoim towarzystwie. Dziewczyna zastanawiała się dlaczego Król przyprowadził ich tak wielu. Dziesięcioosobowa grupa pilnowała porządku na przyjęciu. wciąż nie spuszczając jej z zasięgu wzroku.
- A kiedy zostaniesz już moją żoną, ofiaruję Ci swe serce we własne władania- Mówił Cailan, wyrywając dziewczynę z własnych rozmyślań.
Uśmiechnęła się delikatnie, skupiając się na tym co też takiego mówi jej władca. Było jej wstyd, że nie słuchała go od samego początku ich znajomości.
Szarym Strażnikiem mógł zostać każdy. Nie zważając na swoją rasę i pochodzenie, kiedy przychodziła taka potrzeba prawem werbunku Strażnicy mogli w swych szeregach posiąść nawet rodzinę szlachecką. Szkolono ich na doskonałych wojowników, którzy by bez skrupułów zabili mroczne podmioty z którymi od wieku przystało im walczyć. Honorowi, wyrwani ze wszelakich uczuć, tak by zabijali bez mrugnięcia oka. Przede wszystkim niezawodni w swej dziedzinie.
Jednakże jeden z nich, wyglądem przypominający samego Cailana, patrzył na nią z iskierkami w oczach, powodując tym zawstydzenie młodej Cousland. Stał z boku, nie zważając na rozmowy swych przyjaciół, badał ją wzrokiem, jakby chciał jej coś powiedzieć, choć nie mógł. Nie w obecności Króla. Dziewczyna zamknęła na chwilę oczy, chcąc przez chwilę nie zwracać uwagi na otaczających ich ludzi. Czuła dziwny i niewytłumaczalny w żaden sposób gwałtowny ból głowy, promieniujący aż po sam kręgosłup. Zachwiała się niepewnie, choć dzięki Cailanowi nie upadła na lodowatą posadzkę.
- Wybacz mój Królu- Rzekła z zaawansowaną nutką przerażenia w głosie- Myślę, że muszę odpocząć.
- Wybacz moja Pani- Odpowiedział z przerażeniem w oczach- Tak bardzo skupiam się na naszym weselu, zamęczając Cię tym wszystkim, przez co nie zwróciłem uwagi że możesz być wyczerpana.
Poprowadził dziewczynę przez salę do najbliższego miejsca spoczynku, którym był tron królewski. Dziewczyna niepewnie zajęła jego miejsce, wciąż trzymając się za głowę. Z minuty na minutę, ból stawał się uciążliwy i męczący, doprowadzając ją do obłędu.
Jęknęła przeciągle zwracając w ten sposób uwagę całej Szlachty i sług krzątających się po sali .
- Wezwijcie Wielebną Matkę- krzyknął Król, trzymając narzeczoną za rękę. Szarzy Strażnicy pospiesznie otoczyli królewską parę, chcąc ich odgrodzić o wszelakich zgromadzonych osób. Widać było jak Eleonora Cousland próbuje przebić się przez ich pancerze, do rozpaczającej córki, choć Straż skutecznie wyperswadowała jej ten pomysł z głowy.
Elissa upadła na kolana, krzycząc i prosząc o pomoc. Miała wrażenie, że wszystko co ją otacza jest zwykłą obłudą, a nieznana jej siła próbuje zmienić całokształt w mroczne wizje ukazujące się przed jej oczami. Coś było nie tak i to coś powodowało niepokój u wszystkich zebranych.
Cailan klęczał obok, przytulając przerażoną dziewczynę, chcąc ją w ten sposób uspokoić, choć nie dawało to większych rezultatów. W powietrzu unosił się zapach spalenizny. Coś chciało wydostać z tego kruchego ciała, coś chciało zawładnąć Elissą.
- Ja nie dam rady- Wyszeptała dziewczyna. Jej niepohamowane niczym łzy spływały po policzkach, tworząc mokre krople na stroju Cailana- Przepraszam.
Dziewczyną targały dreszcze, a jej głowa bezwładnie uniosła się ku górze. Wszyscy z przerażeniem spoglądali na nią, odsuwając się niepewnie do drzwi, którymi najprędzej mogli by wyjść.
Sam Król został osłonięty przez Szarego Strażnika, przesuwając go bliżej Straży. Z pochwy wysunął swój lśniący miecz, oczekując najgorszego. Reszta uczyniła podobnie, tylko Cailan siedział na posadzce nie mogąc pozbierać myśli. Rodzice Elissy krzyczeli nieznane mu wyrazy, w które próbował się wsłuchać, choć nie znał tegoż języka. Potężny ryk przerwał krzyki Elissy. Pospiesznie otworzono okiennice, zza których dochodził ten przerażający dźwięk. Ludzie zamarli na widok potwora unoszącego się nad zamkiem Couslandów, miotającego ogniem w każdym możliwym kierunku.
Najprawdziwszy smok, na widok którego kilka osób zemdlało. Palił swym ogniem okoliczne wioski, doprowadzając do płaczu bawiących się wieśniaków.
- To czarownica! Krzyknął jeden  członek szlachty wskazując palcem na Elissę, która bezwładnie leżała na podłodze, zbierając siły. Jej oddech był przyspieszony, jakby właśnie oddała na Świat potomka.
- Zabraniam Ci tak mówić o mojej córce- Krzyknął jej Ojciec, któremu udało się przedrzeć przez Strażników do swojej ukochanej dzieciny.
- To prawda, ludzie! Krzyknęła inna osoba- Wszyscy widzieliśmy!
- Nie! Odparła Eleonora, broniąc córkę na każdy możliwy sposób. Te wszystkie spekulacje przerwała Wielebna Matka, która starała się jak najprędzej być przy młodej dziewczynie, Starsza kobieta czuła na sobie wzrok wszystkich zebranych, a Ci jakby czekali tylko na potwierdzenie wszystkich roszczeń.
- Proszę- Wyszeptała Elissa, wciąż nie potrafiąc zrozumieć tego co miało miejsce.
- Cichutko moje dziecko- Odpowiedziała, kładąc swe chłodne dłonie na rozpalonych palikach dziewczyny. Wytężyła wszystkie swe zmysły i umiejętności, by wskazać przyczynę stanu przyszłej Królowej, jednakże nie znalazła tam nic. Jedna wielka pustka odbijała się głuchym echem od jej palców, dając jej do zrozumienia, że żadna siła Wielebnej, ani nawet wszystkich Wielebnych tego Świata nie zdziała nic przeciwko magom krwi. Kobieta pospiesznie odsunęła się wystraszona od dziewczyny, cofając się wciąż i wciąż, pragnąć wyjść jak najszybciej i opuścić Wysokoże.
- Co się dzieje? Krzyknął Cailan, który już zdążył poukładać swe haniebne myśli w jedną całość.
Wielebna nie uraczyła Króla odpowiedzią, tylko czym prędzej opuściła salę i zdezorientowany tłum.
- To mag krwi! Krzyczeli wszyscy, łącznie ze służbą- Spalić ją!
- Cailanie? Wzrokiem przepełnionym smutkiem i żalem Eleonora spojrzała na niego- Błagam, zrobimy wszystko czego tylko pragniesz! Tylko uchroń naszą córkę przez tym co najgorsze! Jako matka błagam Cię o to!
Zdezorientowany Król nie wiedział co począć. Wszak, jeszcze nie wiadomo co stało się jego wybrance. Przecież jeszcze nie wszystko stracone. Szukał logicznego rozwiązania, takiego które zadowoli wszystkie strony. Loghain skrupulatnie coś mu tłumaczył, doprowadzając go do furii. Jego słowa uderzały w Króla jak ciosy mieczem podczas wojen w których uczestniczył. Szlachta czekała na werdykt młodego władcy, gdy tymczasem rodzina Couslandów patrzyła na Elissę z politowaniem. Sami nie rozumieli wydarzenia które miało miejsce. Nic nie trzymało się sensu i logiki.
- Wszem i wobec ogłaszam- Rozpoczął swą przemowę Cailan- Skazuję Elissę Cousland na śmierć poprzez ścięcie za użytkowanie magii krwi. Ten kto się sprzeciwi, podzieli jej los.
- Nie możesz tego zrobić! Krzyknął Bryce, który dotychczas starał się pomóc córce, a obecnie rzucił się Króla Fereldenu. Dwa potężne miecze zwarły się o sobie.

***


          Z opuszczoną głową, skuta łańcuchami, dziewczyna siedziała na zimnej posadce. Wyprana z honoru, z godności czekała na najgorszy moment swego życia. Na śmierć. Jej termin wyznaczono dnia następnego, przed zachodem Słońca. Własnie wtedy miała stać się krótsza o głowę. Nie rozumiała tego co się stało. Kiedy Straż odprowadzała ją do lochu, wiedziała tylko tyle, że smok który pojawił się znikąd, zniknął równie szybko i nikt kompletnie nie wiedział dlaczego. Oskarżono ją o używanie czarnej magii. Jeszcze na sali tronowej Cailan szarpnął za kolię, która nie tak dawno gościła na jej szyi. Wepchnięto ją do tego ponurego  miejsca, gdzie ostatnie godziny życia mogła obserwować zza krat. Cichutko szlochała, gdyż nie chciała pogarszać i tak swojego nędznego losu. Strażnik który miał jej pilnować był nieugięty i nawet nie chciał jej wysłuchać. A jeszcze chwilę temu oddaliby za nią życie. Groził jej, że jeśli jeszcze raz ją usłyszy, to zaknebluje jej usta. Nie była magiem krwi. Nie była żadnym magiem i nigdy nie będzie. Jest zwykłym człowiekiem i szkoda że tylko ona w to wierzyła.
Nie mogła zobaczyć się rodziną. Zabronili wpuszczać do niej kogokolwiek. Tak bardzo pragnęła pożegnać się z bliskimi. Nie miała już nic, tylko ból i rozpacz, który będzie jej towarzyszyć do samego końca.
Usłyszała hałas dobiegający z holu. Pospiesznie wstała, ocierając łzy, by zobaczyć kto kroczy po korytarzu. Oniemiała patrzyła jak prowadzą jej Ojca do do celi, skutego ciężkimi kajdanami. Ten, na widok córki uśmiechnął się promiennie i szedł dalej w głąb korytarza, z uniesioną dumnie głową. Dziewczyna rozpłakała się na ten widok jeszcze bardziej, zaciskając mocniej ręce na kratach. Jeśli miałby ktokolwiek cierpieć za jej nieszczęścia, to tylko i wyłącznie ona, a tymczasem Bryce, jej ukochany Ojciec został odprowadzany do celi. Nie on powinien za to płacić. na pewno nie on.
- Czy on też? Zapytała strażnika, wciąż nie mogąc otrząsnąć się z tego co ma miejsce.
- Dołączy do Ciebie już niebawem- Mężczyzna roześmiał się cyniczne- Taki los spotyka zdrajców!
Elissa upadła z osłabienia. Wbijała pazury w podłogę, zadając sobie przy tym ogromny ból, jakby to miało pomóc w jakikolwiek sposób.
- Pożałujecie tego, wszyscy! Wrzasnęła potężnie, by po chwili paść nieprzytomną z wycieńczenia.
Strażnik prychnął coś nie zrozumiałego w stronę mężczyzny, który pewnym krokiem zbliżał się do celi dziewczyny.
- Zakaz wstępu! Odparł ponownie, lecz mężczyzna ten w żaden sposób nie przestraszył się strażnika. Kiedy znalazł się tuż przy nim ten zaniemówił. Przed nim samym stał Szary Strażnik.
- Król Cailan prosi do siebie- Powiedział chłopak, nakazując strażnikowi natychmiast udać się do władcy.
- Panie- Odpowiedział- A co z więźniem?
- Sam się tym zajmę- Usłyszał w odpowiedzi- Nie sprowadzaj na siebie gniewu Króla!
- Już idę- Odpowiedział Strażnik, zostawiając Elissę jak i młodego mężczyznę razem. Kiedy Szary Strażnik upewnił się że jest sam, natychmiast otworzył celę.
- Co Ty robisz? Zapytała niepewnie dziewczyna, która wciąż z bezsilności leżała na podłodze.
- Zabieram Cię w bezpieczne miejsce- Rzekł, biorąc ją na ręce.Jest taka lekka i krucha, że nie sprawiło mu to większej trudności.
- Kim jesteś? Zapytała- Dlaczego to robisz?
- Jestem przyjacielem Elisso i nie pozwolę, by stała Ci się krzywda- Usłyszała w odpowiedzi- Lepiej się pospieszmy, za nim Straż zorientuje się że to zasadzka.
Pospiesznie wyszedł z celi, zabierając dziewczynę ze sobą.
 - Zaczekaj! Jęknęła- A mój Ojciec? Co z nim?
- Nie mamy na to czasu Pani. Naprawdę musimy się pospieszyć.
- Nie ruszę się stąd, jeśli nie porozmawiam z moim Ojcem! Wysyczała, powoli wygrzebując się z uścisku chłopaka- To mój rozkaz!
- Nie jestem twoim poddanym, żebyś mogła tak do mnie mówić! Oburzył natychmiast. Nie dość, ze naraża swoje życie dla niej, to jeszcze ma czelność wydawać mu rozkazy. To przecież niedorzeczne!
Chłopak oburzył się, ciągnąć dziewczynę w stronę celi jej Ojca. Z jednej strony ją rozumiał. Stawiała życie rodziny nad swoje i to w pewien sposób mu zaimponowało, jednakże dla niego dalej była rozpieszczonym szlacheckim dzieckiem i nikim więcej.
- Tato! Krzyknęła Elissa, kiedy znalazła się przy jego celi. Rozpłakała się na ten wręcz żałosny widok. Teyrn Wysokoża traktowany w taki sposób.
Mężczyzna tylko uśmiechnął się na widok swojej ukochanej córeczki i pocałował ją w czoło
- Uciekaj dziecko. Błagam Cię, uciekaj i nigdy nie wracaj- Powiedział, wciąż pałając się chwilą ujrzenia córki przed ostatecznym.
- Nie zostawię Cię, uciekniemy wszyscy! Odparła mocno szlochając- Nie pozwolę Ci umrzeć!
- Mój czas nadszedł. Andrasta wzywa mnie do siebie- Rzekł cichutko- Ale Ty moje drogie dziecko jesteś młoda i jeszcze wiele przed tobą. Jestem z Ciebie dumny córeczko, pamiętaj o tym.
- Tato, proszę Cię nie mów tak! Jeszcze wiele możemy wspólnie zrobić! Jeszcze tyle przed nami. Ten Szary Strażnik nam pomoże, tylko proszę! Nie poddawaj się.
- Alisterze- Swe słowa skierował do Szarego, stojącego nieopodal nich- Przysięgnij, że zaopiekujesz się moja córką!
- Przysięgam Bryce- Odpowiedział pospiesznie, odciągając dziewczynę od krat- Musimy już iść!
- Alistair wszystko Ci wyjaśni kochanie- Rzekł mężczyzna, przesuwając się w głąb lochu- Teraz wszystko w waszych rękach.
- Puść mnie! Krzyczała Elissa, siłą zaciągnięta przez Strażnika- Nie mogę tego tak zostawić!
- Uciekajcie już! Usłyszała najpewniej ostatni krzyk ukochanego Ojca.

***

          Grupa Szarych Strażników barykadowała drzwi głównej sali, tak by nikt niepowołany przedostał się do wnętrza. Teyrn Loghain siedział na wprost przywiązanej Eleonory Cousland, próbując wydusić z niej każda namiastkę prawdy o jej córce. Wiedział, że to co miało miejsce klika godzin wcześniej nie jest zasługą niepożądanego zła, ani nawet nie jest zasługą kogokolwiek. To w Elissie drzemie dziwna i niespotykana siła, która postanowiła uwolnić się z jej wnętrza akurat podczas tego nieszczęsnego balu. Loghain nie chciał, by jego Król wdawał się w relację z rodziną Couslandów. Chciał, by za małżonkę wybrał jego córkę Anorę, której bliżej do staropanieństwa niż do utracenia cnoty. Miał swoje plany, wizjonerską przyszłość, gdzie on jako władca Fereledenu, głowa Państwa, decyduje o każdym jego losie, nie jako prawa ręka Króla i nie jako dowódca gwardii królewskiej.
Obiecał Maricowi, Ojcu Cailana, że zaopiekuje się jego synem i taki też był jego zamiar.
Eleonora Cousland Z dumą wypisaną na twarzy, wciąż przywiązana do krzesła patrzyła prosto w mroźny wzrok Loghaina nie odpowiadając na żadne pytanie. Nie liczyła już ile razy została uderzona. Pluła bezlitośnie krwią na marmurową posadzkę, wciąż patrząc z pogardą na Teyrna.
W głębi serca cieszyła się, że jej ukochany syn Fergus, był poza granicami zamku. Jako jedyny na wolności, mógł zdziałać więcej niż pozostali uwięzieni w zimnych murach.
Ostatni raz spojrzała na wioskę, z której wydobywały się kłęby dymu przez ugaszony już ogień.
- Na Andrastę- powiedziała, zanim jej głowa powędrowała po zimniej posadzce, odłączona od reszty ciała. Loghain nie zawahał się, przykładając swój miecz do jej długiej szyi. Nie była już potrzebna, a niepotrzebnych należy zgładzić.
Oczyścił swój miecz od krwistoczerwonej mazi, patrząc na rozczłonkowane ciało Eleonory. Dobrze, że Cailan nie był obecny podczas tejże egzekucji. Jego zbyt miękkie serce mogłoby poruszyć jego sumienie, a wtedy patrzenie na cierpienie innych nie byłoby już satysfakcjonujące jak dotychczas.

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelnicy